Rodzice po włosku

Posted: 10 stycznia, 2014 in Sylwetki

Zapraszam do lektury tekstu Michała Jagiełki – nieoficjalnego korespondenta Czytam Gre we Florencji. Artykuł traktuje o relacjach na linii klub – trener – zawodnik/dziecko – rodzice. Jest to niezwykle ważna kwestia, która nie może być zaniedbana. Miłej lektury!

14_48_gdv_f1_927_a_resize_253

Z pewnością cześć, jeśli nie każdy z trenerów pracujących z grupami młodzieżowymi, miał do czynienia z Komitetem Oszalałych Rodziców. Kto spotkał się z taką grupą, jest świadomy, że ma to negatywny wpływ na pracę. Delikatnie ujmując nie pomaga to dzieciom, a dodatkowo może być bardzo irytujące dla trenera. Jeśli musiałeś się z tym zmierzyć, na pewno próbowałeś jakoś się temu przeciwstawić. Niezależnie jak wyglądały te przygody  polskich trenerów, mogę podzielić się moimi odkryciami, że we Włoszech jest to problem znacznie poważniejszy.

O skali problemu zacząłem sobie zdawać sprawę, gdy problem został poruszony na zajęciach uczelnianych z… Pedagogiki. Było to nawiązanie do głównego tematu, którym było sprecyzowanie roli i celu podejmowania aktywności fizycznej. Mnie jednak zainteresowały konkretne realia piłkarstwa młodzieżowego we Włoszech. Gdy ledwie parę dni później na główne strony sportowe trafił podobny incydent postanowiłem z bliska przyjrzeć się temu zjawisku.

Problem

Włosi słyną z otwartości w okazywaniu emocji i widoczne jest to również na meczach. Na spotkaniach drużyn zawodowych, nawet gdy brakuje zorganizowanego dopingu, w ważniejszych momentach automatycznie na stadionie podnosi się wrzawa. Każda decyzja arbitra jest wyraziście komentowana. Gdy po myśli kibiców – nagradzana głośnymi brawami, w przeciwnym razie, ściąga znowu grad gwizdów i wyzwisk.

W piłce młodzieżowej o dziwo sytuacja jest taka sama.  W grudniu 2007, młodzieżowa drużyna Ponte a Elsa, nie wyszła na mecz, na znak protestu przeciwko agresywnemu zachowaniu rodziców. W 2011 roku, trener zespołu Fidene Calcio, z podobnych względów rozkazał swoim zawodnikom zejście z boiska już po 3 minutach. W zeszłe wakacje, w trakcie turnieju, rodzice jednego z zawodników, 60 letni ojciec i 53 letnia matka, zaczęli zgłaszać swoje pretensje do partnera z drużyny swojego syna. Zarzucili mu, że „gra egoistycznie”, wyobraża sobie, że jest nie wiadomo kim, i tak w ogóle to jego słaba gra kosztowała drużynę niekorzystny rezultat. W przypływie emocji mężczyzna nawet spoliczkował dwunastoletniego chłopca. Bynajmniej niekoniecznie chcieli na tym poprzestać, ale w tym momencie wkroczył ojciec  owego chłopaka, któremu musiał pomóc policjant – rodzic innego z zawodników. Co ciekawe wszyscy, opiekunowie i zawodnicy przyjechali na ten turniejów jedną grupą z drugiego końca kraju.

Ostatni z przykładów, tuż sprzed  Świąt z Pizy. Miejscowa drużyna w kategorii „Esordienti”, czyli 11-sto i 12-stolatków przeciw Ospedalieri. Jeden z zawodników popełnił błąd. Na pewno nie pierwszy i nie ostatni. Jednak sprowokował tym głośną reakcje rodzica innego z zawodników, który zaczął obrażać chłopaka, co z kolei spowodowało ogólną kłótnie na trybunach. W tym momencie zareagował trener zespołu, informując, że jeśli sytuacja się nie uspokoi, drużyna przestanie grać i zejdzie z boiska. Interwencja opiekuna zespołu ie pomogła i trener zmuszony był wypełnić swoje postanowienie. Tym trenerem był znany były piłkarz Juventusu, Alessando Birindelli. To sprawiło, że zdarzenie zyskało szerszy rozgłos.

Działania

Zdecydowana, a także słuszna, reakcja Birindelliego, została przyjęta pozytywnie. Za nią poszedł także jasny przekaz dyrektora klubu: „Jeśli nie wyedukujemy najpierw rodziców, nigdy nie nauczymy tego dzieci”. Kontekstem tej wypowiedzi jest zdarzenie niewiele wcześniejsze, gdy z trybun Juventus Stadium, wypełnionych wtedy tylko przez młodzież słychać było przekleństwa typowe dla dorosłych „fanów”.

ponzano-500x332

Reakcją na problem, oprócz informowania rodziców, jest też stanowcze postawienie sprawy przez klub. Najpierw drużyna Ponzano, spod Empoli, a później także ACD San Sebastiano, zamieściły w swoich budynkach klubowych duże tablice z napisem: „Kto myśli, że posiada syna ‚mistrza’, proszony jest o zabranie go do którejś z innych drużyn”. Powieszały został w widocznych miejscach, tak, żeby rodzice przyprowadzający dzieci nie mógł go pominąć. Nie jest to też tylko puste hasło, a  jasne stanowisko klubu. Trenerzy w wywiadach podkreślają, że w tym wieku, najważniejsze jest czerpanie przyjemności z gry. „Wyznajemy zasadę, że wszystkie dzieci mają jednakowe prawo do grania, a miernikiem nie są aktualne umiejętności, ale ich zaangażowanie i frekwencja na treningach oraz szacunek jaki okazują trenerom i wolontariuszom, poświęcającym swój czas dla nich” – to słowa prezydenta klubu San Sebastiano. Efekty: na razie chwalą się zwiększoną liczbą trenujących dzieci, jednak jeśli wytrwają w postanowieniu, to zaowocować powinno czymś ważniejszym – dobrze wychowanymi potomkami.

 

 

Michał Jagiełka

Dodaj komentarz